wtorek, 9 lutego 2016
Dzień bardzo intensywny. Od rana stomatolog, małe kółko nad zalew i potem obiad u teściów. Miło było zobaczyć radosny śmiech teścia (prawie 96 lat) ze swoich żartów, choć początkowo był strasznie niehumorzasty. Ale udało się go rozchmurzyć do tego stopnia, że umówieni jesteśmy na karty (lubi grać w tysiąca i mnie ogrywać). A tak pysznych pierogów, jak robi zona mojego teścia, to nie robi nikt! Pojechałam prosto na angielski, zaparkowałam rower i wracając do domu zapomniałam o nim. Kto nie ma głowie, ten musi mieć w nogach... Jak niepyszna wracałam na nogach spod bloku na Plac Wolności...I to dziś jeszcze nie koniec,,,Dwie fotki znad Kepiny...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz